Moją dłuższą nieobecność mogę usprawiedliwić. Powodem zastoju w pisaniu jest nic innego jak
A dokładniej wszystkie zaliczenia przed nią. Takie nieszczęsne życie studenta. Raz na pół roku trzeba zrezygnować z wszelkich innych czynności, a zaprzyjaźnić się z książkami i notatkami.
Czasu brakuje, a tak wiele rzeczy chciałoby się zrobić. Cóż.
A odchodząc już od tematu czasu, którego nie ma, można zająć się tematem naszego języka.
Ostatnio po głowie chodziły mi myśli, czy lepiej hejcić czy nienawidzić? To, że w naszym języku jest mnóstwo zapożyczeń to wiadomo. I z angielskiego ( nasz kochany komputer czy ulubiony serial), i z niemieckiego ( niekoniecznie miły werbunek czy chętnie odwiedzana knajpa), i z wielu innych języków. Tak to już jest. Wszystko się przenika. I choć sama kilka postów wcześniej "hejciłam" to nie mogę nie zadać sobie pytania czy właściwie powinnam.
Problem polega nie na tym, że się zapożycza słowa, ale na tym, że się z nich robi dziwne twory. Ni to polski wychodzi, ni angielski. Na przykład twór, który przyciągnął moją uwagę. Gra on-line, wymiana trofeów i nagle zwrot "Robię trejda" i takie dziwne uczucie. Co robi?
Może problem tkwi w tym, że jesteśmy tak zafascynowani wszystkim co obce, że na siłę chcemy to mieć u siebie? A może taka migracja słów jest nieunikniona? Może za jakiś czas przestanie nas to razić?
Kiedy słyszę event nie drażni mnie to przecież, ale ktoś inny odburknie, że to wydarzenie a nie jakiś event.
Szczerze to nie znalazłam do teraz rozwiązania tej sytuacji. Może zastosować jakąś matematyczna regułę? Albo losować, co które słowo może być obce? A może wy macie jakieś pomysły? Piszcie!