JEST PAPIER – JEST SUKCES!
Około 65% czasu spędzamy poza
domem. A to oznacza, że przez większość życia musimy korzystać z publicznych
toalet. Czy to na uczelni, czy w pubie. Z przerażeniem dzień po dniu odkrywam
jak ciężko jest utrzymać w toaletach odpowiedni poziom higieny.
8 rano, czas wyjść na uczelnię.
Ostatnia wizyta w toalecie i marsz na przystanek. Już wtedy w mojej głowie
pojawia się to niepokojące pytanie: czy aby na pewno nie muszę skorzystać
jeszcze raz? Jednak następna okazja nadarzy się dopiero na uczelni. Więc idę
pełna obaw: czy tym razem będzie papier, mydło i ręcznik? Czy na podłodze nie
będzie tajemniczych mokrych plam. O 9 jest dobrze. Można wejść i spokojnie
zaspokoić potrzeby fizjologiczne. Po wszystkim umyć rączki i pójść na wykład.
Jednak o godzinie 12 toaleta to koszmar. Pomijając jakże istotny fakt, że
toalet damskich jest na tyle mało, że między wykładami jest tam tłok,
papier w zastraszającym tempie kurczy się na rolce, a przegrzane suszarki nie
chcą pracować. O tym co można zastać na desce klozetowej już nawet nie wspomnę.
I rodzi się pytanie: czy sprzątanie tych toalet jest aż tak ciężkim zajęciem,
że nikt tego nie robi? Ile wysiłku może kosztować przejście się po łazienkach i
uzupełnienie papieru lub mydła? A przetarcie deski? Jedyne co pozostaje po
wszystkim to nadzieja, że następnym
razem będzie lepiej.
Uczelnia mimo wszystko dba o
swoje toalety bardziej niż puby w których w weekendy zbiera się rzesza ludzi,
aby porozmawiać o tym, co ciekawego się wydarzyło. Jeśli do toalety pójdzie się
na samym początku- mamy okazje zobaczyć wzorek na desce sedesowej, mięciutki
papier i cudownie pachnące mydełko. W miarę jak kolejne litry piwa zostają
sprzedane, można dostrzec okrutną metamorfozę kabiny. Deska sedesowa na
podłodze, papieru ani widu ani słychu, a umycie rąk może niewiele dać. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że osoby nietrzeźwe
nie dbają specjalnie o higienę, to całe zarazki których próbujemy się pozbyć, z
powrotem trafiają na nasze dłonie. Ale
odeszłam już od głównego tematu. Toalety są brudne. A personel? Osoba
nalewająca piwo czuje się zapewne niedostatecznie kompetentna aby wymienić
rolkę papieru czy ręczniki. Omijają brudny problem i najwyraźniej nie czują się
źle z myślą jak tam wygląda. A klient patrzy. A po piwie spogląda częściej. Być
może w męskich toaletach jest lepiej, nie zaglądam. Ale w damskich spędzam
sporo czasu i niestety najczęściej
wychodzę stamtąd zniesmaczona.
O ile w pubach stan toalet można
tłumaczyć zbyt dużą ilością alkoholu, o tyle zastanawiam się na co można
zrzucić winę za koszmarny stan toalet w centrach handlowych. Człowiek idzie na
zakupy, zostawia mnóstwo pieniędzy w butikach, a gdy po kilku godzinach chce
skorzystać z toalety to zastaje syf. Nie wiem jak to się dzieje, skoro cały
czas zapewniają nas o regularnym
sprawdzaniu jakości itp. Jednak kiedy wchodzę do kabiny, wszędzie widzę żółte,
mokre plamy, brak papieru i nie działające suszarki, to coś mnie odrzuca. No i
zapach. Wszechobecny smród, przyzywający na myśl raczej wylewane na lewo szambo
niż centrum handlowe. Istny koszmar.
Pomimo, iż można by sądzić, ze
stan toalet to problem personelu a nie nasz, to nie mogę nie zadać sobie
pytania: co za flejtuchy chodzą do publicznych ubikacji i zostawiają taki syf.
Jeśli nabrudzę w domu to też zostawiam
wszystko, żeby sobie leżało? Kiedy korzystam z WC to nie myje rąk? No jak to
tak?
I człowiekowi dzień cały psuje
taka brudna toaleta, bo ani od innych higieny oczekiwać nie możemy ani od
pracowniku szacunku dla naszej osoby.
Ostatnio odwiedziłam nowo wyremontowaną toaletę w centrum handlowym i.. Już ktoś zdążył oderwać deskę, wyrzucić cały papier, zatkać zlew i ubrudzić wszystko dookoła. Prawda jest taka, że ludziom brak szacunku do samych siebie a co dopiero do przedmiotów użytku publicznego.
OdpowiedzUsuńŚwietny felieton! Oby tak dalej. :)
polecam toaletę w rektoracie UŚ - fantastycznie myje się tam włosy! <3
OdpowiedzUsuń